Jednym ze skutków towarzyszącego ludziom w czasie pandemii lęku i niepewności może być uodpornienie się społeczeństwa na nadmiar złych informacji. Nie oznacza to wszakże „odporności” na depresję.
„Kolejne dane na temat liczby zakażonych nie robią dziś aż takiego wrażenia, jak w marcu” – mówi w rozmowie z PAP dr hab. Monika Talarowska, psycholog i psychoterapeutka z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego.
Specjalistka zauważa, że w czasie pandemii wielu ludzi odczuwa wzmożony lęk. Obawiają się oni zakażenia (siebie czy bliskich), z niepokojem myślą o pracy w warunkach kwarantanny i o możliwości jej utraty. W związku z sytuacją w szkołach rodzice trwają w stanie ciągłej niepewności.
„Jedną z reakcji na poczucie lęku i niepewności może być uodpornienie się na nadmiar złych informacji” – zauważa ekspertka z UŁ. – „Kolejne informacje dotyczące liczby osób zakażonych nie robią już na nas takiego wrażenia, jak choćby w połowie marca. Możemy się znieczulić na nadmiar negatywnych informacji i nie dotyczy to tylko koronawirusa, ale także szeregu innych negatywnych informacji, np. wypadków samochodowych. Zwłaszcza że takie informacje pojawiają się w mediach cały czas. Nie wszyscy odrywają głowę od obiadu, kiedy tego słuchają. Jeżeli jesteśmy bombardowani negatywnymi informacjami, przyzwyczajamy się do tego. Jest to sposób radzenia sobie ze stresem. Odcinamy się od tego; stawiamy barierę poznawczą” – mówi dr hab. Monika Talarowska.
„Niepewność i niewiedza o tym, co będzie dalej w kluczowych aspektach życia, budzi lęk. U wielu osób towarzyszy mu poczucie braku nadziei na powrót do normalności. A lęk i poczucie beznadziei poprzedza depresję” – zauważa specjalistka, podkreślając, że w stanach poprzedzających depresję i w radzeniu sobie z lękiem farmakoterapia nie ma jeszcze sensu. Skutecznie za to mogą pomóc spotkania z psychologiem, który oceni stan pacjenta i w razie potrzeby skieruje go do lekarza psychiatry.
Czym jest depresja? Dr hab. Monika Talarowska przypomina, że nie jest to zły nastrój, moda ani czyjś kaprys, tylko choroba – jak każda inna. „To nie jest kwestia tego, że ktoś nie jest uśmiechnięty na co dzień. Chodzi raczej o to, że dana osoba nie jest w stanie zmierzyć się z życiem każdego dnia. Depresja zabiera zwyczajne, normalne życie. Ale istnieją możliwości leczenia; jest coraz więcej dobrych psychoterapeutów w Polsce, a leki są dokładnie takie same, jak na całym świecie – powszechnie dostępne i refundowane” – tłumaczy i uczula, by nie bagatelizować objawów poprzedzających depresję czy świadczących o zachorowaniu. Zachęca też, by korzystać z profesjonalnej pomocy. „Od marca zmieniło się podejście pacjentów i terapeutów do terapii online. A wobec braku innego wyjścia – to jest najlepsze”.
„Jeśli nie opanujemy lęku choćby w taki sposób, że porozmawiamy o tym z kimś i zastanowimy się, czy jest zasadny, to za parę tygodni mogą pojawić się objawy depresyjne – uważa psycholog. – Z jednej strony lęk jest potrzebny, bo jeśli czegoś się boimy, to uważamy na siebie. Ale nie warto panikować. Jeśli nie mamy wyjścia z sytuacji, istotna jest równowaga” – radzi specjalistka.
Dr hab. Monika Talarowska zwraca również uwagę na niekorzystny dla ludzi psychologiczny aspekt noszenia maseczek: „Z powodu maseczek nie widzimy uśmiechów na ulicach. Na pewno nam tego brakuje – nawet jeśli mówiło się, że Polacy w ogóle mało się uśmiechali. Mimika twarzy jest podstawowym narzędziem komunikacji, któremu ufamy bardziej niż słowom. Powiedzieć można wszystko, ale żeby oszukać mimikę twarzy – trzeba się bardzo postarać. Wraz z obowiązkiem noszenia maseczek utraciliśmy możliwość korzystania z tej ekspresji mimicznej”.
Ekspertka uważa, że budzi to niepewność w kontaktach społecznych i zwiększa poczucie zagrożenia: „To jedna z wielu spraw, które potęgują poczucie niepewności. I to będzie trwało, bo wciąż nie wiemy, co będzie za dwa tygodnie; czy zamkną się granice, czy możemy planować przebieg pracy zawodowej i edukacji dzieci. Nie wiadomo, czy brać kredyt – czy nie brać, czy zarobki nie spadną”.
Źródło: K. Duszczyk, naukawpolsce.pap.pl