Trwająca od marca ubiegłego roku pandemia SARS-CoV-2 zaczyna zbierać śmiertelne żniwo wśród pacjentów onkologicznych, od roku diagnozowanych i leczonych z opóźnieniem. Specjaliści nie mają wątliwości: tysiące chorych na nowotwory nie otrzymało lub nie otrzyma szansy na dłuższe życie.
Na początku pandemii liczba pacjentów zgłaszających się do Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie spadła o około 50%. Odsetek niewypełnionych kart DiLO wyniósł w 2020 roku 10-12%. W niektórych miesiącach sięgał nawet 40%. W pierwszych miesiącach pandemii odwołano 40% zaplanowanych operacji onkologicznych.
Lęk przed zakażeniem koronawirusem był przyczyną niezgłaszania się do lekarza pomimo dolegliwości sugerujących nowotwór, nawet po wstępnym rozpoznaniu choroby. „Skutki zobaczymy dopiero w następnych miesiącach i latach, kiedy u onkologów zacznie się pojawiać coraz więcej pacjentów w coraz wyższych stopniach zaawansowania nowotworów. Leczenie będzie wówczas o wiele trudniejsze, o wiele mniej skuteczne i o wiele bardziej kosztowne – powiedział w rozmowie z portalem Rynek Zdrowia dr Janusz Meder, prezes Polskiej Unii Onkologii.
„Ten czas [pandemii – przyp. red.] zbiera swoje żniwo – mamy bardzo smutne spostrzeżenia. Nigdy nie widzieliśmy tak bardzo zaawansowanych nowotworów, jak u chorych, którzy zgłaszali się dopiero po zakończeniu lockdownu. Tych osób nie można już było kwalifikować do leczenia systemowego. Było za późno. Jeśli wywiad dotyczył pierwszych objawów w styczniu – lutym, a pacjent przeczekał marzec i kwiecień i zgłosił się na początku maja, to te stracone miesiące przełożyły się na progresję choroby” – już w sierpniu ubiegłego roku alarmowała dr Beata Jagielska z Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie.
W Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych dowiedziono, że trzymiesiączna zwłoka w zgłoszeniu się do lekarza powoduje pogorszenie wyników leczenia onkologicznego o 10%, a sześciomiesięczna – aż o 30%.
Wina za odraczanie leczenia onkologicznego leży również po stronie służby zdrowia. Oto najważniejsze przyczyny opóźnień w diagnostyce i leczeniu onkologicznym:
- utrudniony dostęp do lekarzy rodzinnych, teleporady (w przypadku pacjenta onkologicznego najczęściej konieczne jest bezpośrednia konsultacja lekarska, przeprowadzenie badania i skierowanie na dalszą diagnostykę)
- ograniczenia w dostępie do leczenia onkologicznego, m.in. z powodu zamykanych oddziałów po zachorowaniach na COVID-19 personelu i pacjentów. Zgodnie z danymi Polskiego Towarzystwa Chirurgii Onkologicznej w okresie wiosenno-letnim ub.r. odwołano aż 40% zaplanowanych operacji. „Odroczonych” pacjentów zaczęto liczniej wzywać na zabiegi dopiero na początku 2021 roku
- konieczne zabezpieczenia i procedury antykowidowe wydłużyły diagnostykę i leczenie oraz podniosły ich koszty. Wydłużenie diagnostyki przełożyło się na przesuwanie terminów konsyliów i ich mniejszą liczbę, a także na powstawanie kolejek.
- oddziały ratunkowe, skąd cząść pacjentów onkologicznych trafiała na ścieżkę leczenia (np. pacjentki z rakiem jajnika) zajmują się głównie chorymi na koronawirusa; chorzy z dolegliwościami bólowymi wskazującymi na nowotwór często pozostawali w domach.
Źródło: rynekzdrowia.pl